wtorek, 29 listopada 2011

Pszenne ciasteczka z żurawiną i migdałami

Od dawna chodzą za mną domowe ciasteczka. Wpadły mi też ostatnio w ręce płatki pszenne, postanowiłam zastąpić nimi tradycyjne płatki owsiane i zmodyfikować nieco przepis znaleziony tutaj . Dzisiejsze podejście było trzecim - i jak to mówią "do trzech razy sztuka". W końcu znalazłam złoty środek w ilości mąki. Przy pierwszym pieczeniu ciasteczka rozlały się w pieczeniu i przypominały raczej placuszki - aczkolwiek smaczne. Kolejna próba zakończyła się twardymi krążkami. Te trzecie... no cóż - idealne po prostu! :)


Do wykonania około 22 ciasteczek zużyłam:

  • 100g dobrego masła bez oleju
  • 1 szklanka mąki typ 400
  • 1 szklanka płatków pszennych
  • 1/2 szklanki płatków migdałowych
  • 1/2 szklanki migdałów ciętych "w słupek"
  • 3/4 szklanki dobrej, suszonej żurawiny
  • 1 roztrzepane jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 szklanki grubego brązowego cukru
  • 1/4 szklanki grubego białego cukru
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego


Masło i jajko zostawiamy na przynajmniej godzinę w pokojowej temperaturze. Następnie masło ucieramy z cukrem i kiedy uzyskamy jednolitą masę, dodajemy roztrzepane jajko, ciągle mieszając. Kiedy składniki połączą się wsypujemy do masy płatki, migdały i żurawinę. Mieszamy wszystko łyżką. 
Do całości przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodajemy ekstrakt waniliowy. Mieszamy wszystko do połączenia się składników.
Masę wstawiamy do lodówki na przynajmniej 30 minut, ja zostawiam nawet na godzinę.

Przygotowujemy blachę - ja wykładam papierem pergaminowym, inni wolą smarować ją tłuszczem. Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. Z masy formujemy kulki wielkości orzechów włoskich. Kładziemy na blasze i delikatnie spłaszczamy dłonią. Na standardową blachę kładę około 12 ciasteczek.
Pieczemy je około 15 minut, do momentu uzyskania złotego koloru. 
Po wyjęciu z piekarnika przekładamy je na arkusz papieru pergaminowego i studzimy. 


Przechowujemy w metalowym pudełku. Smakują wyśmienicie z kawą czy szklanką mleka. Ja pakuje je i sobie i Tomkowi do pracy... Pysznie i zdrowo!

SMACZNEGO! :)

sobota, 26 listopada 2011

Ziemniaczane serduszka

Rzadko jadamy ziemniaki. Może dlatego, że standardowo stanowiły podstawę drugich dań w naszych rodzinnych domach, a może dlatego, że czasami wydają się nam "nudne". Zatem jeśli już zmuszę się do ich obrania, podaję je najczęściej w formie pysznego, puszystego puree. Tym razem postanowiłam pójść o krok dalej i stworzyć z nich małe dzieła sztuki :) Wszystko dla Tomka, na którego powrót z pracy czekam całe dnie..


Do wykonania ok. 13 serduszek zużyłam:
  • 4 duże białe ziemniaki
  • 1 czubata łyżka masła bez oleju
  • 2 czubate łyżki jogurtu bałkańskiego
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżeczka posiekanej świeżej bazylii
  • sól
  • pieprz


Ziemniaki po ugotowaniu rozgniatamy w garnku dodając do nich jogurt i masło. Następnie dodajemy przyprawy, oraz sól i pieprz do smaku. Mieszamy wszystko dokładnie. Tak przygotowane warzywa wstawiamy do lodówki na około 20 minut, aby łatwiej było nakładać je do foremki.


Przygotowujemy blachę, którą wykładamy arkuszem papieru do pieczenia. Wybieramy ulubiony kształt foremek i smarujemy je od wewnętrznej strony niewielką ilością oliwy, lub oleju.
Wyjęte z lodówki ziemniaki nakładamy do foremek za pomocą noża lub szpatułki do rozprowadzania kremy na tortach, a uzyskany kształt przekładamy na blachę. Najlepiej wszystko robić nad nią.


Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Po około 10 minutach pieczenia włączamy opcję grilla, żeby serca zarumieniły się. Od tej pory należy ziemniaków pilnować, bo łatwo nabierają koloru.
Podajemy z mięsami lub warzywami :)

SMACZNEGO! :)

czwartek, 24 listopada 2011

Malinowa galaretka na niepogodę

W naszym domu rozgościły się zarazki. Wczesne wstawanie, niewyspanie i zabieganie sprawiły, że chwytają się nas jak rzepy. W jednym z ostatnich numerów "Tele Tygodnia" znalazłam błyskawiczny przepis na malinową "galaretkę", którą dodajemy do herbaty w zimowe wieczory. Ale dzisiaj zjedliśmy z nią naleśniki... Jest pyszna!


Potrzebujemy:
  • ok 300g malin (ja wykorzystałam mrożone)
  • 4 filiżanki drobnego cukru

Maliny i cukier wkładamy do wysokiego naczynia. Owoców nie musimy całkowicie rozmrażać, ale dobrze żeby chwilę poleżały w pokojowej temperaturze. Cukier i maliny ugniatamy na gładką masę. I GOTOWE! :)
Dodajemy do ciepłej herbaty nie zaszkodzi także do deserów i tak po prostu - zjadać łyżeczką prosto ze słoiczka!


A tak wyglądała zeszłoroczna zima w Michalinie pod Warszawą :) Trochę mi tęskno do śniegu :)


SMACZNEGO! :)

czwartek, 17 listopada 2011

Quiche z tuńczykiem i pieczarkami

Korzystając z okazji przymusowego zwolnienia, mogę poświęcić gotowaniu nieco więcej czasu niż w ciagu zwyczajnego, zabieganego tygodnia. Przeglądając wczoraj starą dość książeczkę "Pizze i tarty", natrafiłam na quiche, który mógłby spełnić oczekiwania smakowe i moje i Tomka. A że, jak już kiedyś pisałam, staram się przemycać w potrawach ryby i zieleninę (to ostatnie głównie z mojego powodu), wybrałam właśnie to danie. Nie należy do drogich, jest sycące i tak naprawdę jego przygotowanie nie zabrało mi aż tak dużo czasu...


Poniżej potrzebne nam składniki:


Ciasto:

  • 200g mąki typ 500
  • 100g zimnego masła bez oleju
  • 3 łyżki zimnej przefiltrowanej wody
  • 1 łyżeczka soli
  • olej do natłuszczenia formy
Nadzienie:
  • 1 puszka tuńczyka w oleju lub sosie własnym
  • około 7-8 średniej wielkości pieczarek
  • 1 duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
Zalewa:
  • 2 jajka z wolnego chowu
  • 100ml mleka
  • 2 łyżki gęstej śmietany 22% lub więcej
  • 2 łyżki posiekanej natki pietruszki (może być mrożona)
  • sól
  • pieprz
  • 2 łyżki oliwy do smażenia


Mąkę z solą przesiewamy na stolnicę. Dodajemy pokrojone w kostkę zimne masło i siekamy nożem do uzyskania w miarę drobnej masy. Dolewamy wodę i zagniatamy ciasto dość szybko. Formujemy kulę, zawijamy ją w folię spożywczą i wkładamy na przynajmniej pół godziny do lodówki.

Po wyjęciu ciasto lekko zagniatamy i wałkujemy, tak by zmieściło się w formie o średnicy 24-25 cm, pamiętając o pozostawieniu "zakładki" na kołnierz spodu. Po wyłożeniu ciastem formy, nakrywamy je folią aluminiową i zasypujemy wszystko grochem. Tak przygotowany spód opiekamy przez około 15 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni.


Kiedy będziemy piec spód przygotowujemy nadzienie i zalewę. Tuńczyka odsączamy z sosu lub oliwy. Cebulę kroimy w drobną kostkę i wraz z wyciśniętym czosnkiem podsmażamy ją na gorącej oliwie. Dodajemy pieczarki pokrojone w plasterki. Wszystko smażymy przez około 2-3 minuty, ciągle mieszając - tak aby nie dopuścić do zarumienienia się składników.

Jajka ubijamy na wysokich obrotach wraz ze śmietaną. Stopniowo dolewamy mleka i mieszamy mikserem jeszcze przez chwilę. Dodajemy sól i pieprz oraz posiekaną drobno natkę pietruszki. Mieszamy wszystko.


Po wyjęciu spodu z piekarnika, zdejmujemy z niego folię i fasolę. Nakładamy równomiernie tuńczyka oraz pieczarki z cebulą i czosnkiem. Zalewamy wszystko miksturą z jajek i mleka, uważając, żeby nie przelała się poza kołnierz ciasta. Układamy na wierzch kilka surowych, pokrojonych w talarki pieczarkami.


Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni na około 30 minut. 
Podajemy z ulubionym sosem, gęstą creme fraiche lub odrobiną jogurtu greckiego.


SMACZNEGO! :)

wtorek, 15 listopada 2011

Marchewkowy piernik z makiem

Z dniem 2 listopada oficjalnie rozpoczął się sezon świąteczny w Polsce. W telewizji zarzucono nas już wszelkimi możliwymi bożonarodzeniowymi promocjami, w sklepach pojawiły się ozdoby choinkowe, zdecydowanie zwiększyła się ilość świec o zapachach cynamonu, pieczonych jabłek i pomarańczy z goździkami. Wszystko to sprawiło, że zatęskniłam odrobinę za śniegiem i... pysznym piernikiem.
A że również od listopada nastąpiły niemałe zmiany w naszym życiu i Tomasz dzień w dzień marnuje 5 godzin w podróży, żeby dojeżdżać do pracy i z tejże, postanowiłam umilić mu czas w pociągu odrobiną maku, który uwielbia.
Znalazłam przepis na marchewkowe babeczki z orzeszkami pinii. Nie byłabym sobą, gdybym odrobinę go nie zmieniła i tak wyszedł marchewkowy piernik z makiem w postaci małych, zgrabnych babeczek. A babeczkom, jak wiadomo, faceci się nie opierają ;)


Do wykonania 12-14 babeczek wykorzystujemy:
  • 250g mąki typ 400
  • 100g cukru pudru
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 4 białka jajek z wolnego chowu
  • 5 żółtek jajek z wolnego chowu
  • 180g masła bez oleju
  • 4 średniej wielkości marchewki
  • 2-3 łyżeczki przyprawy do piernika
  • gotowa masa makowa Bakalland
  • EWENTUALNIE: posiekane orzechy lub migdały


Na tarce o grubych oczkach ścieramy obraną i umytą marchewkę. Odstawiamy i przygotowujemy ciasto.
W dużej misce ubijamy cukier puder z miękkim masłem. Dobrze, aby masło i jajka wyjąć z lodówki około godziny przed pieczeniem, tak by nabrały pokojowej temperatury. Kiedy masa będzie gładka dodajemy po jednym żółtku i każdorazowo mieszamy na najwyższych obrotach. Miksujemy do połączenia się składników.


Mąkę, proszek do pieczenia, przyprawę korzenną do piernika i sól stopniowo przesiewamy do miski z mokrymi składnikami. Mieszamy wszystko na średnich obrotach, stopniowo dodając startą marchewkę. Kiedy otrzymamy jednolitą masę, zajmijmy się białkami jajek.
Aby lepiej się ubijały dodajemy do nich szczyptę soli. Ubijamy je na sztywno i dodajemy je do ciasta delikatnie wszystko mieszając, aż do połączenia się białek z masą marchewkową.
Możemy na tym etapie dodać do masy posiekane migdały.


Masę przekładamy do przygotowanych w formie papilotek. Nakładamy mniej więcej 2 łyżki stołowe na porcje (można ciut więcej, ponieważ ciasto po upieczeniu i tak delikatnie opadnie pod ciężarem maku).
Na każdą babeczkę nakładamy po czubatej łyżeczce gotowej masy makowej i wstawiamy do nagrzanego do 190 stopni piekarnika. Pieczemy około 20 minut, ale warto przed wyjęciem sprawdzić wilgotność ciasta patyczkiem. Po wyłączeniu piekarnika zostawmy babeczki w cieple przez mniej więcej 10 minut.
Kiedy je wyjmiemy, po ostudzeniu posypujemy cukrem pudrem i pyszności są gotowe do podania!

SMACZNEGO! :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Pierogi dwóch Mam

Może nie każdemu, ale mnie domowe pierogi kojarzą się z Mamą, Tatą, śniegiem za oknem, psem merdającym ogonem czując zapach mięsnego farszu i kotem podkradającym pazurem co lepsze kęski. Osobiście rzadko lepiłam pierogi z Mamą, kiedy jeszcze mieszkałam w rodzinnym domu - zapewne kwestia wieku i odmiennych priorytetów. Teraz jednak, kiedy mam czas i chcę nieco odgonić tęsknoty za "mamusinym" gotowaniem - lepię pierogi, najlepiej z mięsnym farszem. Niestety o ile lepienie pierogów mnie nie przeraża, o tyle zabawa z dobieraniem smaków do idealnego farszu jakoś mnie nie pociąga. Szczęśliwie złożyło się w miniony weekend, że Mama Tomka podarowała mi właśnie całe pudełeczko pysznego farszu. Szybko chwyciłam za telefon i poprosiłam swoją Mamę o przepis na jej ciasto pierogowe, które zawsze świetnie się lepi i szybko się gotuje.
Tak powstały "Pierogi Dwóch Mam" :)


Dokładnie nie pamiętam jakich proporcji użyła Mama Tomka do wykonania farszu, ale postaram się spisać to co podpatrzyłam:

FARSZ: 
  • ok 1 kg dobrego mięsa, np. wołowiny
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • ok 6 sporych pieczarek razem z nóżkami
  • garść natki pietruszki
  • sól
  • pieprz
  • vegeta


Mama Tomka przygotowała wcześniej mięso według jakiegoś starego przepisu. Miało być to mięso do pieczywa, parzone a nie pieczone. Niestety, albo przepis był niedopracowany, albo za mało czasu mięso było parzone. W rezultacie wyszło na wpół krwiste i bardzo słone.
Teściowa włożyła je ponownie do wody i gotowała kilkanaście minut i w przyprawach.
Czosnek i cebulę obsmażyła na gorącej oliwie. Pieczarki umyła, pokroiła i wrzuciła do czosnku i cebuli. Dusiła je przez kilka minut. Dodała soli i pieprzu.


Mięso pokroiła na kawałki i mieliła naprzemiennie z pieczarkami. Wszystko wymieszała w dużej misce, dodała natki pietruszki i doprawiła do smaku. Tak przygotowany farsz można mrozić i wykorzystać w dowolnej chwili.


Teraz czas na ciasto pierogowe według mojej Mamy. Ciasto z dodatkiem jajka daje gwarancję, że pierogi będzie łatwo sklejać. Czasami jajko zastępujemy masłem. Wtedy wyrabianie jest łatwiejsze i nie ujmujemy nic kleistości.


CIASTO PIEROGOWE:
  • 0,5 kg mąki typ 500
  • płaska łyżeczka soli
  • 1 jajko od kury z wolnego chowu
  • szklanka bardzo ciepłej wody

Na stolnicę przesiewamy mąkę z solą. Robimy po środku zagłębienie i wbijamy jajko. Rozrabiamy ciasto nożem stopniowo dodając wodę. Kiedy składniki mniej więcej połączą się, wyrabiamy ciasto do uzyskania gładkiej masy. Jeśli ciasto klei się nam do rąk podsypmy stolnicę odrobiną mąki. Mąki nie można jednak dodać zbyt dużo, bo ciasto po ugotowaniu będzie twarde i niesmaczne.


Ciasto wałkujemy, jak to mówi moja Mama "nie za cienko - nie za grubo - tak w sam raz" :). Oznacza to, że nasz pierożek nie może być za gruby, ale jednocześnie niezbyt cienki, żeby nie rozpadł się podczas gotowania. W praktyce stosuję tą zasadę następująco: ciasto ma odpowiednią grubość, jeśli w ulepionym pierogu czuje pod palcami dość wyraźnie grudki farszu, ale nie prześwituje on przez ciasto. I tyle :) Zazwyczaj działa :)

Po rozwałkowaniu wykrawam krążki standardową szklanką. Pierogi nie będą zbyt duże, ale również zbyt małe. Przy takiej opcji, z podanych składników lepimy około 50 pierogów. Standardowej rodzinie zdecydowanie wystarczy!

Pierogi wrzucamy do dużej ilości gotującej się na wolnym ogniu, posolonej wodzie. są gotowe, kiedy podnoszą się z dna i wypływają na powierzchnię wody. Gotujemy je jeszcze chwilę i odcedzamy.
Podajemy wedle uznania - my wybieramy opcję "na bogato". Kupuję podwędzany brzuszek i kroje go w bardzo drobną kostkę. Smażę na patelni bez dodatku tłuszczu.


Prawdziwa domowa wyżerka!
SMACZNEGO! :)

Korzenny biszkopt z nutą kawy

Kiedy przychodzą takie dni jak dzisiaj, kiedy podnoszę rolety, a za oknem mleczna mgła, która przesłania cały świat, kiedy kot nie chce wyjść spod kołdry, a z nosa cieknie na potęgę - potrzebuję czegoś słodkiego, co pozwoli na poprawę humoru i rozniesienie pięknego korzenno-kawowego zapachu po mieszkaniu. Taki cel ma szybki biszkopt i smaku kawy i piernika...


Do wykonania biszkoptu na standardową okrągłą blaszkę wykorzystałam:

CIASTO:
  • 300g mąki pszennej
  • 1,5 łyżki stołowej proszku do pieczenia
  • 75g brązowego cukru
  • 170 ml mleka
  • 2 jajka
  • 100g dobrego, roztopionego i schłodzonego masła
  • 2 łyżki kawy rozpuszczalnej
  • 50g posiekanych migdałów
  • cukier puder
KRUSZONKA:
  •  75g maki
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 75g brązowego cukru
  • 25g pokrojonego w kostkę, schłodzonego masła
  • 1 łyżeczka przyprawy do piernika
  • 1 łyżka stołowa wody


Zaczynamy od przesiania suchych składników ciasta (mąka, proszek do pieczenia) do dużej miski. Dodajemy brązowy cukier i mieszamy. Ostudzone masło ubijamy z jajkami i mlekiem. Następnie kawę rozpuszczalną rozcieńczamy 2 łyżkami wrzącej wody i powoli, małym strumieniem dolewamy do mokrych składników ciągle je ubijając. Na koniec dodajemy posiekane migdały i mieszamy do połączenia się składników.
Ciasto przekładamy do wyłożonej papierem blachy.

Kolejnym etapem jest przygotowanie kruszonki. Do suchych składników dokładamy schłodzone masło i wodę i rozrabiamy masę palcami do uzyskania drobnych grudek. Posypujemy nią biszkopta i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do temperatury 190 stopni.
Pieczemy około godziny. Jeżeli nasza kruszonka zbyt szybko się przypieka połóżmy na wierzchu ciasta arkusz folii aluminiowej.

Biszkopt ma przepiękny korzenny zapach i pasuje idealnie na zimowe dni. Nie oprze się mu żaden miłośnik kawy i piernika.

SMACZNEGO! :)

piątek, 11 listopada 2011

Winiarowe pizzerinki

Jesteśmy tak zabiegani, że czasami brakuje nam czasu na domowe gotowanie. Dlatego chętnie sięgamy po produkty, które choć trochę ułatwiają nam życie. W taki właśnie sposób trafiliśmy na "Pomysł na... PIZZERINKI" Winiar.
Sprawdziliśmy i zasmakowaliśmy!


Najbardziej obawiałam się ciasta, bo - być może w przeciwieństwie do innych - miewam problemy z ciastem na pizzę. Jednak przepis Winiar okazał się bezbłędny. Opakowanie zawiera mieszankę intensywnie pachnącą drożdżami. Dodałam do niej 2 szklanki mąki i oliwę z oliwek. Następnie przez jakiś czas wyrabiałam masę, jednak nie kosztowało mnie to zbyt wiele wysiłku, za co byłam niezmiernie wdzięczna.
Ciasto pozostawiłam do wyrośnięcia i przygotowałam pozostałe składniki wedle uznania. Przygotowałam także sos pomidorowy z bazy dołączonej do opakowania.



Z przepisu wyszły 4 spore pizzerinki. Danie syte i smaczne. Przyrządzić można je według własnego smaku z ulubionymi dodatkami. A przy tym ile zabawy we dwoje :)))))

SMACZNEGO! :)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Podsumowanie akcji GRUSZKOWO



Proponując Wam akcję, w której prym wiodły gruszki, nie myślałam, że spotka się ona aż z takim odzewem i ciepłym przyjęciem. Okazuje się, że potrafimy czarować cuda z tych pachnących i soczystych owoców. W akcji pojawiły się tradycyjnie ciasta i słodkie przetwory, ale zaskakiwaliście przepisami na zupy i wyszukane desery.
Wszystkim, którzy wzięli udział serdecznie dziękuję!

Dzięki Wam zgromadziliśmy ponad 90 przepisów - przepraszam wszystkich tych, którzy musieli czekać na ich pojawienie się w akcji - zabiegane życie nie zawsze pozwala na regularne odwiedziny bloga i durszlaka - mam nadzieję, że rozumiecie i wybaczycie :)

Nie zdążyłam także dodać przepisu ewelosy, a wydał mi się na tyle oryginalny i ciekawy, że postanowiłam zamieścić linka w podsumowaniu. Oto delikatny mus z róży, gruszki i nutami ziół - już znalazł się na mojej liście przepisów do wypróbowania!

Jeszcze raz - bardzo dziękuję za Waszą pomysłowość, chęć do działania i pyszne przepisy, które teraz będę musiała obowiązkowo wypróbować! Mam nadzieję, że nie tylko dla mnie będą inspiracją!

Za rok, kolejna edycja! OBIECUJĘ!!!!!

sobota, 5 listopada 2011

Pierś z kurczaka z pesto i suszonymi pomidorami

W połowie października odbyłam fascynującą podróż do północnych Włoch. Niewygody 24 godzinnej podróży wynagrodziło 5 cudownych dni w Turynie, stolicy fiata, Juventusu, pięknych Alp i przepysznego wina z regionu Asti. Rozpieszczane przez nasze gospodynie - siostry Salezjanki, przybrałyśmy zapewne nieco na wadze, ale każdy kęs przygotowanych potraw wznosił nas kilka centymetrów nad ziemię.
Dzięki tej podróży pokochałam włoskie sery, pesto i typowe włoskie zupy...
A skoro o pesto...

Proponuję Wam danie szybkie, pyszne - pełne tak różnych smaków, które smakuje wyśmienicie zarówno na ciepło, jak i na zimno. Podałam je Tomaszowi - mężczyźnie o dość wybrednym podniebieniu -  nie narzekał, a zimną porcję zabrał na drugi dzień do pracy....


Do wykonania 6 porcji wykorzystałam:
  • jeden podwójny filet z kurczaka, najlepiej z wolnego chowu
  • 2 łyżki oliwy extra vergin
  • po 2 łyżeczki pesto na porcję (może być pesto z lub bez czosnku)
  • 6 suszonych pomidorów z zalewy
  • sól
  • pieprz
  • parmezan (lub jakikolwiek inny ser nadający się do zapiekania)


Kurczaka myjemy i porcjujemy wedle uznania. posypujemy solą i pieprzem do smaku. Kładziemy przygotowane kawałki na patelni z rozgrzaną oliwą. Obsmażamy do momentu uzyskania złocistego koloru po obu stronach.
Następnie układamy gotowego kurczaka w żaroodpornym naczyniu. Na każdy kawałek nakładamy pesto oraz pokrojone na kawałki (niezbyt małe) suszone pomidory. Na każdą porcję sypiemy około 2 łyżeczek parmezanu.
Zapiekamy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez około 15 minut. Podajemy z gotowanymi warzywami lub porcją ryżu smażonego z ziołami na patelni.


A po obiedzie dobra kawa z ciasteczkami amaretti.... Mmmmmm - niebo w gębie!

SMACZNEGO! :)

PS: Przepis znalazłam z październikowym wydaniu miesięcznika KUCHNIA, a zdjęcia zrobione zostały przed zapiekaniem :)