Na początek jednak fotograficzne wspomnienie z turyńskiego targu, który kipi kolorami, zapachami mandarynek - bo teraz jest właśnie na nie sezon, nawoływaniem sprzedawców i możliwością wypróbowania kupowanych warzyw, wędlin, serów, miodów.... i te pe.... i te de....
Te zielone piękności, podobne do rukoli to odmiana sałaty, ale co ciekawe przyrządza się ją najczęściej na ciepło, jako warzywny dodatek do mięs. Piemontczycy nazywają to warzywo Catalogna.
Cudowne włoskie pieczywo: chleby, bułki, bułeczki, paszteciki, rogaliki, babeczki i wszechobecne grissini - pospolite, z makiem, z sezamem, z oliwą, z czosnkiem. Wszystkie wabią swoim zapachem do licznych na targu stoisk. Wiele z gatunków pieczywa sprzedawanych na targu, który odwiedziłam, pieczone jest na miejscu!
Taaaak.... przetwory tradycyjne. Tyle różnorodności! Tutaj znajdziemy i paprykę i oliwki, trochę pieczarek, baby karczochy :), a nawet różyczki kalafiora. Wszystko w dobrej jakości oliwie z oliwek z odrobiną aceto di mele, czyli octu jabłkowego.
Za owocami morza nie przepadam, ale na tym straganie znaleźliśmy właściwe wszystko, nie wyłączając tych gatunków, które ciężko było nam zidentyfikować. Niektóre z nich, jak maleńkie kraby, ciągle przebierały szczypcami. Nie znaleźliśmy jedynie homarów...
Miele, czyli miód. Na piemonckich targach znajdziemy ich nieskończony wybór. Możemy kupić miody tradycyjne, ale zdecydowanie smakowały mi te niespotykane w Polsce: miód z moreli, miód borówkowy, czy miód na bazie aceto balsamico. Na spróbowanie dla rodzinki przywiozłam miód z koniczyny :)
Właściwie dopiero zdążyłam się rozpakować, ogarnąć mieszkanie z nieobecności, rozłożyć dobre wino na półeczki i zjeść kruchą bułkę z oliwą i balsamico, a już tęskno mi do tamtych smaków.
Do pysznych obiadów i kolacji, które się celebruje, którymi można cieszyć się godzinę lub więcej, którymi zawsze delektować się można w obecności dobrego wina, np. grignolino lub dolcetty. Tęskno mi do świeżych serów: gran padana, fontina valdostana czy przerośniętej pięknym błękitem gorgonzoli. Tęskno mi do Piemontu... i tyle :)
SMACZNYCH PODRÓŻY! :)
ale cuda... jestem oczarowana :)
OdpowiedzUsuńJakie kolorki, a i ceny przystepne. U nas w Szwecji to taka drozyzna
OdpowiedzUsuńUwielbiam Włochy, a ich bazary i restauracje to miejsca w których mogłabym nocować. Niesamowicie zazdroszczę Ci takiej wyprawy i tych wszystkich smaków. Świetny wpis. Szczególnie wzmianka o miodach bardzo mnie zaciekawiła, nie miałam pojęcia że takie istnieją!
OdpowiedzUsuńKrysia BloodyGoodFood