Kolejna piękna podróż do Piemontu za mną, a wraz z nią wspomnienie smaków, zapachów, kształtów i kolorów. Miejsce jak co rok, niby to samo - ale doznania, szczególnie te kulinarne ciągle nowe i zaskakujące. Przede mną całe mnóstwo przepisów do wypróbowania - przepisów tradycyjnych, piemonckich, czasami zupełnie zaskakujących swoją prostotą i smakiem.
Na początek jednak fotograficzne wspomnienie z turyńskiego targu, który kipi kolorami, zapachami mandarynek - bo teraz jest właśnie na nie sezon, nawoływaniem sprzedawców i możliwością wypróbowania kupowanych warzyw, wędlin, serów, miodów.... i te pe.... i te de....
Melograno, czyli słodkie granaty. Piękne, w twardych mundurkach, aż człowieka świerzbi, żeby dobrać się do ich słodziutkiego wnętrza!
Castagne - kasztany, tutaj w wersji "surowej". Można je
uprażyć i wykorzystywać w dowolnej formie. Zajadać jako przekąskę,
zmiksować i zrobić z nich słodkie masło (coś w typie nutelli), lub dodać
do ciasta.
Karczochy - właśnie w północnych Włoszech jest na nie sezon. Można kupić je na każdym straganie. Są piękne i smaczne!
Te piękne piłki po środku to bakłażany - a raczej ich nieznana w
Polsce odmiana. Są niezwykle delikatne w o wiele słodsze niż tradycyjne
warzywo.
Przy stoiskach z owocami roznosi się niezwykły aromat egzotyki. Oprócz
tych okazów, które możemy dostać w Polsce, znajdziemy tu również - kaki i
gigantyczne granaty. Dodajmy do tego kumkwaty i pitaje, a choć na chwilę przeniesiemy się w odległe kraje, pachnące słońcem i słodyczą.
Te zielone piękności, podobne do rukoli to odmiana sałaty, ale co ciekawe przyrządza się ją najczęściej na ciepło, jako warzywny dodatek do mięs. Piemontczycy nazywają to warzywo
Catalogna.
Cudowne włoskie pieczywo: chleby, bułki, bułeczki, paszteciki, rogaliki, babeczki i wszechobecne grissini - pospolite, z makiem, z sezamem, z oliwą, z czosnkiem. Wszystkie wabią swoim zapachem do licznych na targu stoisk. Wiele z gatunków pieczywa sprzedawanych na targu, który odwiedziłam, pieczone jest na miejscu!
Taaaak.... przetwory tradycyjne. Tyle różnorodności! Tutaj znajdziemy i paprykę i oliwki, trochę pieczarek, baby karczochy :), a nawet różyczki kalafiora. Wszystko w dobrej jakości oliwie z oliwek z odrobiną
aceto di mele, czyli octu jabłkowego.
Za owocami morza nie przepadam, ale na tym straganie znaleźliśmy właściwe wszystko, nie wyłączając tych gatunków, które ciężko było nam zidentyfikować. Niektóre z nich, jak maleńkie kraby, ciągle przebierały szczypcami. Nie znaleźliśmy jedynie homarów...
Miele, czyli miód. Na piemonckich targach znajdziemy ich nieskończony wybór. Możemy kupić miody tradycyjne, ale zdecydowanie smakowały mi te niespotykane w Polsce: miód z moreli, miód borówkowy, czy miód na bazie aceto balsamico. Na spróbowanie dla rodzinki przywiozłam miód z koniczyny :)
Właściwie dopiero zdążyłam się rozpakować, ogarnąć mieszkanie z nieobecności, rozłożyć dobre wino na półeczki i zjeść kruchą bułkę z oliwą i balsamico, a już tęskno mi do tamtych smaków.
Do pysznych obiadów i kolacji, które się celebruje, którymi można cieszyć się godzinę lub więcej, którymi zawsze delektować się można w obecności dobrego wina, np. grignolino lub dolcetty. Tęskno mi do świeżych serów: gran padana, fontina valdostana czy przerośniętej pięknym błękitem gorgonzoli. Tęskno mi do Piemontu... i tyle :)
SMACZNYCH PODRÓŻY! :)